Serdecznie polecam. Cóż, dużo mówić i pisać. Warto po prostu poczytać.
https://polona.pl/preview/f1584368-6d25-492c-913c-42bb141bec7e
Serdecznie polecam. Cóż, dużo mówić i pisać. Warto po prostu poczytać.
https://polona.pl/preview/f1584368-6d25-492c-913c-42bb141bec7e
Sprawa, która spędza mi sen z powiek od lat.
Aborcja. Zabójstwo życia ludzkiego. Tak naprawdę można nawet – jak komuś przeszkadza – zamknąć w nawias wątek religijny. Logika podpowiada, że jeżeli kot, pies ma prawo do życia, to i dziecko je ma.
Czy może wyrazić swoje zdanie? Swoją wolę? W tym stadium życia nie jest w stanie. Ponieważ jest absolutnie odmienną genetycznie formą życia od organizmu matki – jest kimś innym. Czy wobec tego ktokolwiek może decydować o jego dalszym istnieniu bądź; nie istnieniu – poza nim samym? Logiczna odpowiedź jest tylko jedna: nie może. Zresztą sam fakt powstania życia to taka czy inna decyzja przyszłej matki, już na poziomie wolnej woli decydującej się na akt seksualny i jego wszelkie konsekwencje.
Marginesem w sensie procentowym są poczęcia spowodowane przymusem do aktu seksualnego. Nawet wtedy jednak nadal mamy do czynienia z decyzją zabicia nowego życia.
Wracając do meritum. Matka jest odpowiedzialna za powstanie całkowicie kogoś nowego. I nie ma prawa decyzji o jego byciu bądź nie byciu. Gdybyśmy na to pozwolili, mogłoby dojść do dalszego ciągu takiej analityki w stosunku do osób już istniejących na tym świecie. Przecież powstał precedens. Matka może decydować o życiu bądź śmierci. Kto wobec tego zabroni innym decydować o życiu bądź śmierci kogokowiek?
Każda istota ludzka ma prawo naturalne do życia.
Poniżej, link mówiący o usprawiedliwianiu aborcji – i błędzie logicznym w tezach usprawiedliwiających ten czyn.
Polecam.
Poniżej już zupełnie inne zagadnienie.
Dla chętnych zgłębienia podwalin filozofii chrześcijańskiej:
„Nie ma błędów – są tylko doświadczenia” mówi jeden z systemów samodoskonalenia. Co to znaczy w jego interpretacji? Co pozwala wykluczać? Może uda się mi oddać intuicję problemu poniżej.
Ciągle chcemy być lepsi w tym co robimy, odnajdywać drogi rozwiązania problemów, umieć wychodzić z nich, nie musieć czuć dyskomfortu i dramatu porażki. Dlatego też każdy system szkolenia, nauczania jak się odnaleźć w rzeczywistości świata zawsze będzie budził zainteresowanie. Nieważne jest jak długo istnieje, czy jest merytoryczny, oparty na wiedzy i nauce. Ważne jest, że w atrakcyjny i zdaje się: prosty sposób przedstawia nam drogę do rozwiązania naszych problemów. Dodatkowo brzmi i wygląda profesjonalnie, stwarza pozory „bycia” jakimś rodzajem naukowej prawdy. Pomaga w tym specyficzny meta-język, który jest tylko w nim używany, trzeba nauczyć się naukowo brzmiących pojęć, przejść wiele szkoleń aby zacząć rozeznawać się nawet na początku w całości funkcjonowania technicznego systemu, aby potem przejść do dalszego ciągu… szkoleń z jego wykorzystywania.
Wszystkie szkolenia są [super] profesjonalne, na najwyższym poziomie mentalnym (wszelkie potrzebne narzędzia – sala, nowe tajemnicze pojęcia, wizualizacje, mili prowadzący wykłady). I oczywiście jedyna bariera, którą zresztą łatwo pokonać gdy jeden i drugi kolega z prawej czy lewej już w tym jest, jest zachwycony, bo przecież; właśnie – wydał pieniądze. Każde szkolenie jest płatne. I ludzie płacą. Płacą za marzenia wolności o braku problemów.
Jeżeli chodzi o osoby nie wierzące to jestem w stanie to pojąć, nie mają punktu oparcia: Łaski Bożej na którą czekają, o którą proszą w modlitwie, którą otrzymują. Wierzą. Nie miejsce tutaj na omawianie fenomenu wiary, to bardzo indywidualne i rozległe zagadnienie. Niemniej osoby wierzące w nieustającą miłość Boga, która jest nieograniczona, nieprzemijająca i również pełna miłosierdzia w swej naturze, mimo wszelkich niedogodności życia na świecie (z uwagi na wolną wolę, inne osoby wybierają inaczej), są uskrzydlone wiarą. Takim szczytowym przykładem uskrzydlenia są święci. Potrafią zmierzyć się z problemami i wyzwaniami przekraczającymi percepcję zdecydowanej większości zbiorowości ludzkiej. Jest to niepojęte i niewytłumaczalne – poza jednym aspektem: wiarą.
Każdy żyjący w kościele katolickim współbrat powinien przynajmniej starać się w swoim życiu zmierzać do pełnego przyjęcia Łaski Bożej. Nie zrozumienia. Zrozumienie odbywa się przez Wiarę. I jest poza umysłowe. Daje jednak człowiekowi wewnętrzny spokój pewność wyznaczonych celów i drogi. Człowiek wzrastający w Wierze nie potrzebuje żadnych protez samo akceptacji, samo spełniania siebie, poprzez ćwiczenia, szkolenia inne działania. Wiara daje mu pewność drogi, którą zmierza. Ciągłe w niej wzrastanie to proces nieustający trwający do końca życia. Ciągle zmierzamy się ze słabościami, błędami-grzechami. Ciągle je rozpoznajemy. Z niektórymi walczymy od lat. Jednak nie potępiamy się. Nie żyjemy w rozpaczy. Mamy daną Miłość Boga, nieskończoną. Mamy Jego Miłosierdzie mimo naszej świadomości słabości i niedoskonałości. I świadomości tych braków.
Dla tych którzy pytają: po co to wszystko? Sam aspekt wiary nam odpowiada: wystarczy wierzyć prawdziwie w Miłość. A Miłość Boga, to nie miłość ludzka. Moje myślenie (tak, człowiek już taki jest ze ciągle musi szukać odpowiedzi) gdzieś mi buduje taki scenariusz jakiegoś rodzaju zjednoczenia z Bogiem po śmierci. Trudno jest człowiekowi wyzbyć się własnego „Ja”, własnych pragnień, dążeń, przyjemności całego tego bagażu jaki niesiemy przez życie tworząc sobie swoją subiektywną wizję świata w umyśle. Może o to chodzi aby całkowicie zdać się na łaskę Boga. Sądzę że Święci osiągnęli właśnie taki stan.
W takim razie, w naszej modlitwie we wszystkim co czynimy aby iść za Miłością Boga czego potrzebujemy? Potrzebujemy tylko Wiary, i wiary w Łaskę Boga daną nam, konkretnie i indywidualnie.
Jak w tym kontekście wygląda zacytowany na początku jeden z frazesów wymyślonych w systemie wspomagania własnego „ja”? Co próbuje nam powiedzieć?
Po pierwsze: nie ma błędów (w domyśle – ty nie popełniasz błędów).
A więc nie ma grzechu. Nasze sumienie nie musi się martwić. Jeżeli zrobimy coś złego, to nie grzech. To nie błąd. Spokojnie bez zmartwienia. Religie nas tylko straszą. Co tam religie… Prawo nas tylko straszy. No, nic nie poradzimy, bo ci co ustanowili prawo są w większości. Trochę problem. Ale jak zbudujemy sobie odpowiednią interpretacje w naszym umyśle, to nawet karę za „błąd” uznamy za niesprawiedliwe uderzenie w nas samych… itp (można iść daleko w sposobie rozumienia tego ominięcia w umyśle popełniania błędu – zależy indywidualnie od adepta, może i trafią się jakieś skrajne przypadki…).
Po drugie: Jest doświadczenie. A więc wszystko co czynimy złego i dobrego zostało zrównoważone. Jeżeli błąd złem nie jest, a tylko jakimś tam doświadczeniem które uczy nas np. w przyszłości jak unikać odpowiedzialności za to „doświadczenie” to co otrzymujemy? Dekalog okazuje się „pikusiem”, a dalej – cóż z prawem ludzkim? Zło, dobro – wszystko wrzucone do jednego wora. Ten nasz frazes, który stara się osiągnąć wartość logiczną 1 poprzez właściwe umocowanie w sferze odbioru (obudowane różnymi zabiegami mającymi na celu zamydlić nam oczy, że mamy do czynienia z poważną tezą naukową), zaburza nam wartościowanie naturalne – rozpoznanie zła i dobra. Od razu odpowiadam, cytując pewną znaną sentencję: „Człowiek uczy się na błędach”. Tutaj tak nie ma. Bo tutaj nie ma rozpoznania i zaszeregowania w kategoriach negatywnych. Błąd staje się li tylko doświadczeniem budującym w osobie idącej tym torem jakieś metody rozwiązania problemu – również przez jego obejście i nie analizowanie jako: dobre, złe. Wszystko ma służyć jednostce w jej samodoskonaleniu się. W osiągnięciu statusu równemu Bogu. Dlatego następuje eliminacja pojęcia zawartego w cytowanej sentencji, a rozumianego opacznie przez kolegę z którym na ten temat dyskutowaliśmy. Cytuję:
Błąd nie jest złem (jak ulał pasuje do definicji systemu z którego pochodzi cytowany frazes). Błąd to przyznanie się że postąpiłem niewłaściwie (?). Tutaj nastąpiło pomieszanie samego rozpoznania błędu (jeszcze w tej klasycznej koncepcji rozumianego – jako błąd, a nie doświadczenie), ze świadomością jego popełnienia. Do tego jednak jest potrzebna nie tylko świadomość, ale to, z czego ona się bierze. System wartości. Dodam: system wartości oparty na dekalogu, w części lub w całości (w zależności od systemu religijnego czy filozoficznego jaki będziemy próbować przyłączyć do naszej teorii).
Przeanalizujmy: Przyznanie się. Żeby się przyznać do czegoś musimy zdawać sobie sprawę – że mamy do czego się przyznawać. Z reguły przyznawanie się dotyczy raczej spraw negatywnych. Przyznajemy się do winy, błędu, pomyłki. Ale skąd wiemy że to są te właśnie wartości? Ponieważ dysponujemy systemem który wskazuje co jest dobre, a co złe. Inaczej nie umielibyśmy tego rozpoznać. Można wychowywać osoby w świadomości że zabicie niewiernego nie jest grzechem, błędem, złem. Są systemy religijne i także społeczne systemy, które próbują zamienić takie wartościowanie. Chociażby nazizm, nacjonalizm w skrajnym wydaniu (szowinizm). Wszystko to jednak opiera się na jakiś wartościowaniach. Coś jest dobre, coś jest złe. Próba zamiany miejscami. Ale nadal mamy – dobre zachowanie, złe zachowanie. Tutaj nasz „frazes” (nie chcę tego nawet nazywać tezą) próbuje wyrzucić wartościowanie. Usunąć je z myślenia wrzucić tylko jako coś co przyda nam się do naszego dalszego rozwoju zmierzającego ku osobniczej doskonałości. Brak wartościowania obala bariery etyczne i moralne. Hulaj dusza… Wszystko służy jednemu. Samodoskonaleniu. Nie ponosimy za nic winy, ponieważ nie popełniamy błędu. Jakkolwiek byśmy go nie nazwali… błędu w sztuce, który jako taki może być niegroźny lub bardzo groźny (sztukmistrz źle uczynił sztukę i wszyscy to zauważyli, lub inżynier popełnił błąd w swej sztuce źle obliczając proporcje betonu i most się zawalił zabijając iluś ludzi). Z perspektywy tej pseudo-nauki to tylko doświadczenie które daje nam jakaś informację, ale całkowicie „rozgrzesza” z odpowiedzialności wewnętrznej (na zewnętrzna nie mamy wpływu – idziemy do więzienia za błąd w sztuce – w przypadku inżyniera). Wewnętrznie jednak inżynier tylko „nauczył się” na podstawie doświadczenia. Jest wolny od kategoriowania wynikającego z dekalogu, czy jakiejkolwiek odpowiedzialności. Jak naziści. Przecież Żydzi to nie byli ludzie – całą nauka o tym mówiła specjalnie stworzona na ten cel. Ile zabiegów żeby rozmyć to co naturalnie było wykształcone w procesie cywilizacyjnym, który narzuca prawo naturalne oparte o prawo boskie. Niech będzie: w pełni tożsame z prawem boskim (to dla niewierzących).
Nie uciekniemy od wartościowania na czyny dobre i złe, o ile posługujemy się dekalogiem, czy opartym na nim prawie naturalnym. Skąd wiemy że postąpiliśmy niewłaściwie? Właśnie z wiedzy na temat dekalogu. Tutaj buduje się w nas świadomość braku dobra. Ponieważ umiemy to rozróżniać. Jesteśmy tak wychowywani, aby udało się to rozróżnić przed popełnieniem czynu. Aby nie był to nasz błąd. Zło które uczyniliśmy. Czasami nie zdajemy sobie sprawy z błędu, wynika to z uwarunkowań różnego typu. Czasami z sytuacji w której się znaleźliśmy, dynamiki jej trwania być może i też. Chociaż powinniśmy nie ulegać takim rozpraszaniom w dziele działania w zgodzie z dekalogiem. Niemniej są sytuacje że po popełnieniu błędu zachodzi proces analizy, który jest w stanie nam wykazać że popełniliśmy błąd i dokonać wartościowania: bardziej lub mniej zły. Błąd raczej dobry być nie może.
Nie wiem czy udało się mi właściwie (zrozumiale) opisać intuicję jaką mam w związku z tym frazesem systemowym. Starałem się. Mam nadzieję że moja krótka analiza coś wniesie. Może komuś pomoże. Zapewne poruszę jeszcze temat od strony wiary bardziej intensywnie. Ale to już nie w tym wpisie.
Pozdrawiam
W języku Jezusa:
Dodatkowo po armeńsku:
Liturgia śpiewana: Komitas Vardapet: Patarag, Armenian Divine Liturgy
Nabożeństwo w katedrze ormiańskiej w Lwowie na którym byłem:
Kilkanaście dni temu zmarł Przyjaciel, mentor, wzór. Ks Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Poniżej wspomnienie na stronach Radia Poznań:
https://radiopoznan.fm/audycja/arsenal-kultury/arsenal-kultury-11-01-2024
Święta Święta i po Świętach jak to się mawia. Czas pędzi dalej nie uciekniemy przed tym. Pytanie jak go przeżywamy? Czy czerpiemy z pokładów zrozumienia, miłości wzajemnej, wybaczenia błędów szczególnie tym których Kochamy? Bo przecież jak nasza miłość ma wyglądać, gdy tego nie umiemy? Nie umiemy kochanej przez nas osobie wybaczyć? Powiedzieć; nic się nie stało, przecież Kocham Ciebie.
Czas Świąt Bożego Narodzenia, przyjścia na świat miłości bezgranicznej (mimo wszystkich naszych słabości i błędów), jest ku temu najlepszy. Zrozumieć co znaczy Miłość wszechogarniająca, jak w liście do Koryntian Świętego Pawła i stosować się do tego – powinno być celem każdego z nas. Dogłębne zanurzenie się w tym wszystkim co jest napisane w Liście do Koryntian, realizowanie tego, to nasza szansa na prawdziwą Miłość.
Coś o Miłości przy okazji Różańca do Granic:
Kilka słów o Miłości napisałem w czasie Wielkanocy:
I samo meritum, tak powinna wyglądać Miłość:
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie jest bezwstydna,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje
Jeżeli damy radę z tym wszystkim i w czasie Świąt i po nich – będzie i nam lepiej się żyło, ale też damy lepsze życie innym.
Pamiętajmy, gdy przemija czas Wigilii, nie zostawiajmy Jezusa z jego przesłaniem bezwarunkowej Miłości samego przy stole wigilijnym.
Pochodziła z Kresów. Jej rodzina uciekała w 1944 roku na przełomie marca i kwietnia z rodzinnej miejscowości Brody (za Lwowem). Maria rodziła się gdzieś w drodze, gdy kluczyli uciekając przed (prawdopodobnie) Banderowcami. Jej dziadek został spalony na oczach rodziców w Brodach w domu. (tą relację opowiadała mi kilkukrotnie, powtórzoną oczywiście przez jej rodziców, gdy jeszcze żyli). Data urodzin Marii jest płynna – to znaczy nie wiadomo dokładnie czy był to 1- czy 4 kwietnia. Tę datę wpisano w Przemyślu (bodajże) w akt urodzin. Dalej jej rodzina zamieszkała w Stalowej Woli. Jej matka Rozalia pochodziła z domu Grab. Ciekawym jest to że pierwszy raz usłyszałem tą relację, kiedy dowiedziała się że zająłem się tematem Ludobójstwa na Kresach. Nawet moja żona jej nie znała i nie wiedziała ze Mama pochodzi z Kresów.
Moja teściowa była bardzo ciepłą osobą, spragnioną miłości, troszkę chyba niespełnioną. Katoliczka, często modliła się (też Koronką do Miłosierdzia Bożego – kiedyś będąc u niej w domu o 15.00 razem ją odmówiliśmy, żałuję że był to tylko jeden raz – z nią we wspólnocie). Absolwentka poznańskiej Akademii Ekonomicznej (obecnie Uniwersytet). Emerytka. W zeszłym roku trafiła do szpitala. Parkinson dawał się coraz mocniej we znaki, straciła władzę w nogach. Na oddziale neurologicznym zakażona COVID19. wyszła z tego zakażenia w styczniu. Silny organizm Kresowiaczki podołał. Myśleliśmy że będzie coraz lepiej. Szukaliśmy rekonwalescencji – możliwości rehabilitacji. Niestety, nagle zaczęło się wszystko psuć, coraz więcej problemów mimo prób ratowania lekarzy na Lutyckiej – za co dziękujemy. Wdało się odksztuśne zapalenie płuc które było bezpośrednią przyczyną śmierci.
Będę miał ją zawsze w mojej pamięci jako pełną pragnienia miłości, ciepłą osobę. I zawsze w modlitwie.
Dobry Jezu a nasz Panie daj Jej wieczne spoczywanie.
Foto z lat młodości, poniżej zespół w którym prawdopodobnie tańczyła (lub była na jego występie- to musze ustalić) w Stalowej Woli (takie foto znalazłem w albumie).
Sprawa Lock-downów i samego COVIDA19 dzieli społeczeństwo. Ale jak to jest? Wirus istnieje? Czy trzeba aż tak się bać? No właśnie…: jak? I czy jest groźny, ponieważ mutuje? Spróbuję odpowiedzieć na bazie moich doświadczeń z wirusem.
Absolut.
Miłość absolutna. Wszechmocna ogarniająca wszystko i wszystkich. Boskość. Transcendentność. Jak wyrazić Boga? Jak Go określić? Odpowiedź jest bardzo prosta – to wymyka się naszemu pojęciu. Cokolwiek napiszemy, wymyślimy – to nie będzie „to” nawet w przybliżeniu. Bóg jest „poza”.
Łączy nas z Nim tylko akt Stworzenia – nieznany nam powód Jego działania w tej materii i: Miłość i Miłosierdzie. Jeżeli jesteśmy na Jego obraz i podobieństwo – można domniemywać że coś z nas (w nas -duchowo) jest pierwiastkiem Boga i tylko dzięki temu mamy szansę w jakiejś nieskończenie małej cząstce Go Poznać.
Gdzie to Poznanie?
Jeżeli jest mowa o Jego nieograniczonej Miłości do nas – to na pewno to właśnie uczucie jest kluczem do poznania owej cząstki Boga. Jeżeli Syn Jego (jakkolwiek to rozumieć – jako Syna w naszym pojęciu, czy też ziemski, ludzki obraz Boga ustanowiony dla nas, abyśmy mogli go próbować w jakiejś cząstce – tej ludzkiej lepiej zrozumieć), przyszedł z misją wskazania nam Nieograniczonej, bezwzględnej, cudownej Miłości – dał nam drogowskaz; jak próbować ową cząstkę urzeczywistnić w naszym życiu, jak móc spróbować w tej właśnie nieskończenie małej, współistniejącej cząstce zjednoczyć się z Nim poprzez wszechogarniającą, bezinteresowną, doskonałą Jego Miłość. Nie ma innej drogi do Boga.
Poprzez wysłanie swojego Syna – Bóg dał nam dowód swojej Miłości i swojego nieskończonego Miłosierdzia. Co oznacza że miło wszelkich naszych wad, braków i nieumiejętności jest gotów nas przyjąć w swoim miłosierdziu aby przez boską Miłość kochać nas jak Stwórca, jak Ojciec. Dla nas jest to jasny sygnał że powinniśmy na co dzień robić wszystko jak boski wizerunek Boga w Człowieku – postępować w życiu na wzór i podobieństwo Jezusa Chrystusa. Jakkolwiek nie byłoby to łatwe czy wręcz dla nas niemożliwe i nieosiągalne. Bóg dlatego daje nam swoje Miłosierdzie bo wie że nie jesteśmy w stanie tego osiągnąć nawet przy wzorze jakim jest Jezus – ale możemy się starać i próbować osiągnąć, wspierając się modlitwą przede wszystkim – i te właśnie starania (tak sądzę) będą przez Niego oceniane.
Wyzbycie się wszystkiego tego co człowiek ma w sobie – poprzez fakt istnienia wolnej woli – a więc możliwości decydowania w każdej chwili o tym jak postrzegamy innych, czy nawet wtedy gdy widzimy ich jako gorszych od nas – czy potrafimy się pochylić nad nimi wyciągając pomocną dłoń. To jest daleki obraz i odbicie tego co czyni Bóg dla nas. Dlatego powinniśmy w pokorze zawsze dostrzegać w drugim; mniej inteligentnym, mniej błyskotliwym, mniej mądrym człowieku – iskierkę Boga, a więc brata którego powinniśmy ogarniać w boskiej Miłości, którą wskazuje nam Chrystus. A wiec daje nam wzór jej – bez podziału na rasy, narody, poziom inteligencji. Boskość jest tak nieskończona i nieograniczona że kocha wszystkich na tym poziomie jakiego dotyczy wzajemna relacja – tu Bóg nie ma żadnych ograniczeń. Intelekt nie ma znaczenia. Pochyla się nad każdym z nas w swojej Miłości i w sowim Miłosierdziu. Jest nieskończony w tym co czyni. Nieodgadniony zawsze dla nas i zawsze tak pozostanie o ile nie On zdecyduje inaczej. Jednakże Miłość o której mówi nam poprzez Jezusa Chrystusa, jak w liście Świętego Pawła posiadająca wszelkie te przymioty jest dla nas jedyną szansa i nadzieją zaistnienia w Nim – którą nam daje. Powinniśmy w drodze naszego życia zlać się z Jego Miłością którą ukazuje nam w Chrystusie, jego postępowaniu. Powinniśmy do niej dążyć. Starać się przynajmniej na tyle, na ile osobniczo umiemy i potrafimy.,
Starajmy się ogarniać próbą naszej Miłości nawet tych, których uważamy za niezasługujących na nią. Na wzór Boga – gdyż w jego widzeniu nikt z nas posiadając te wady, jakie posiada nie zasługuje na Jego Miłość jednakże poprzez boskie Miłosierdzie w Miłości Boga możemy osiągnąć udział w Jego cząstce, którą nam daje przez Chrystusa i Jego poświęcenie w wymiarze ludzkim- wzorze jaki nam zostawia w swojej ziemskiej obecności. Pozostaje więc „tylko” naśladować Chrystusa we wszystkim – i to naśladownictwo, ta próba udania się jakże trudną (dla nas) drogą Jezusa, daje nam gwarancję przynależności do boskiej cząstki, którą możemy dzięki jego Miłości i Miłosierdziu współ-dzielić.
Dziękuję Bogu że dał mi umiejętność myślenia (potocznie: rozum), który chociaż w tak małej części pozwala mi po wielu latach w niezwykle niedoskonały sposób dostrzegać Jego Miłość i Miłosierdzie. Wiele błędów za mną – jakże ludzkich. Czy uda się ustrzec od błędów w dalszym ciągu mojego życia? Chciałbym ich uniknąć. Oddaję się w modlitwie Miłosierdziu Boga.
Jesteśmy niejako oswojenie ze Śmiercią na Krzyżu naszego Pana Jezusa Chrystusa, na tyle że nie zastanawiamy się jak naprawdę ciężką torturą był ten rodzaj śmierci. Chłosta chyba nawet bardziej poprzez obraz Gibsona przemówiła do naszej wyobraźni niż sam krzyż. Tymczasem starożytni drobiazgowo opracowali tą torturę, aby była jak najokrutniejsza.
Postaram się to Wam przybliżyć.
Tak wyglądała śmierć na krzyżu. To wycierpiał nasz Zbawiciel aby odkupić grzechy ludzkości.