Materiał z „Przewodnika Katolickiego” wyjaśniający ostatecznie jak odbierać wypowiedź Kardynała.
Oto cytat z niego:
„Pogański nacjonalizm wynosi naród ponad człowieka […] powoduje to przecenianie się i samouwielbienie […] a wreszcie dyktaturę egoizmu narodowego To wielkie zło współczesnego świata zwalczać można i trzeba.”
W artykule jest mowa o innym rozumieniu nacjonalizmu na wschodzie i zachodzie i braku pojęcia scalonej definicji nacjonalizmu. Oczywiście jest ich kilka cytowanych w zależności od osób które próbują udowodnić dany tok myślenia pasujący im do swoistego ich toku rozumowania. Nie próbują sięgnąć do idei pojęcia. Najprościej jednak odbierać pojęcie nacjonalizmu nie komplikując – i wyciągając je niejako z rdzenia: natio – naród, nacjonalizm – coś mocno narodowego, zawężonego do tego pojęcia.
Ograniczającego owo pojęcie? Być może.
Tworzącego swoiste aberracje? Możliwe.
Coś wypaczającego? Prawdopodobne.
Coś jest na rzeczy i coś niepokoi. Jeżeli byśmy chcieli absolutnie wyekstrahować czystą ideę tego pojęcia. Po długim i mozolnym analizowaniu zgodności i różnic chociażby od innego pojęcia: patrio – ojczyzna. Coś o wiele cieplejszego w samym już rozumieniu i odbiorze na poziomie lingwistycznym, językowym.
Wróćmy jednak do artykułu.
Autor próbuje nam jednak powiedzieć, że może jest bardziej pozytywna wizja pojęcia nacjonalizm – niejako angielska.
Że to tożsamość, istnienie, autonomia, jedność. Czy to jest nacjonalizm? Czy tak pojęty nie może być wyabstrahowany negatywnie? Zależy od poziomu interpretacji.
Równie dobrze może być odebrany zbiór owych czynników jako bardziej pasujący do poziomu słowa – patriota.
Na ile uprawnione są te dywagacje nie wiem, jednak takie rozróżnienie bardziej wskazuje w naszym [tu i teraz] odbiorze społecznym i kręgu kulturowym – w zaprzeczeniu do słów w artykule; że to my jesteśmy bardziej „zachodni”, o ile można tak powiedzieć.
W rozróżnieniu od np innych bardziej „wschodnich” i zdecydowanie różniących się kulturą od nas krajów: Ukrainy, gdzie nacjonalizm jest interpretowany jako jedyna droga narodowa do ukazywania miłości do (nie tylko narodu), ale nawet kraju (bo nie ojczyzny-to pojęcie tam jeszcze raczkuje) jakkolwiek byśmy rozróżniali słowo „Ojczyzna” na Ukrainie.
Wracając do prób zrozumienia tego odbioru indywidualnego tam: mianowicie; aby to zrozumieć musielibyśmy porzucić nasz krąg kulturowy (przez wieki złączony z kulturą zachodnią- chociażby osobami królów polskich, których wielu pochodziło z teraz zwanej Europy Zachodniej i całego bagażu kulturowego jaki ze sobą na nasze ziemie sprowadzili), a to nie wydaje się łatwe.
W świadomości jednostek żyjących tutaj, w tej szerokości geograficznej trudno sobie wyobrazić takie „wydelegowanie” świadomości zwykłego obywatela, które umożliwiłoby odrzucenie wszelkich wyuczonych przez lata wychowania wzorców i chociażby tylko próby zrozumienia zupełnie innej wizji i spojrzenia (prawdziwie wschodniej) na pojęcia narodu, nacjonalizmu czy (znów powtórzę) braku pojęcia: patriotyzmu (na Ukrainie).
Tutaj autor materiału chyba pogubił się, ale też i nie zrozumiał (właśnie dlatego co powyżej zarysowałem) tego rozróżnienia osobowościowego.
Reasumując to krótkie próbowanie się z problemem słowa i jego odbioru: lepiej założyć, że dla większej części społeczeństwa (czy to wschodniego czy zachodniego) obciążony „złą sławą”, „spuścizną minionego czasu” nacjonalizm (jako pojęcie normatywne, określenie pewnych działań, pewnego zachowania) może mieć jednak (stawiany na szali) bardziej negatywny niż pozytywny wydźwięk.
Odrzucenie go jest o wiele bezpieczniejsze niż próby zaadaptowania go do naszych warunków.
Lepiej trzymać się tego co zostało sformułowane na końcu artykułu (a jednak!):
„…Wyszyński nigdy, w żaden sposób nie dał bowiem swymi słowami i czynami podstaw do wykorzystywania dziś jego osoby jako patrona, agresywnej naznaczonej obca chrześcijaństwu niechęcią wobec bliźniego ideologii.”
Foto części artykułu: