Przed 11 lipca. Teatr Nie Teraz: „Ballada o Wołyniu”

Konin, 4 lipca 2018
Koniński Dom Kultury.

Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Poznaniu, Miasto Konin i Koniński Dom Kultury zapraszają 4 lipca o godz. 18:00 na spektakl teatralny Teatru Nie Teraz „Ballada o Wołyniu”, który zostanie wystawiony w Konińskim Domu Kultury przy pl. Niepodległości 1.

„Ballada o Wołyniu” to pierwszy w Polsce spektakl sceniczny, który opowiada o ludobójstwie na polskiej ludności Kresów Wschodnich w latach II wojny światowej, dokonanym przez nacjonalistów ukraińskich. Ten niezwykle trudny temat, przez całe dziesięciolecia przemilczany, a obecnie niestety nadal zakłamywany, obchodzi jednak setki tysięcy Polaków: wciąż żyjących świadków tamtych wydarzeń, ich rodziny i ludzi zainteresowanych prawdą historyczną. Scenariusz spektaklu korzysta z wątków legendarnej książki wielkiego polskiego pisarza Włodzimierza Odojewskiego „Zasypie wszystko, zawieje” (za zgodą autora). Wykorzystywane są także oryginalne świadectwa osób, które przeżyły Zagładę Polaków na Kresach oraz stare pieśni, w tym starą melodię ukraińską ze współczesnymi słowami Bogny Lewtak-Baczyńskiej.

Zielona Góra po spektaklu:

Mój tekst przed kilku laty napisany po premierze spektaklu:

Ballada o Wołyniu, ballada o zaginionym świecie,

W dniach 23 i 24 maja odbyły się premierowe spektakle „Ballady o Wołyniu” w reżyserii Tomasza A. Żaka.
Wydarzenie miało miejsce w Muzeum Niepodległości w Warszawie.
Wykorzystano watki zaczerpnięte ze znanej powieści „Zasypie wszystko, zawieje” Włodzimierza Odojewskiego. Kreacje aktorskie Agne Muralyte, Ewy Tomasik i Magdaleny Zbylut porwały publiczność. Zaangażowanie i zrozumienie odgrywanych monologów było niezwykle sugestywne. Spojrzenie tamtych dni wyzierało z oczu aktorek. Osnowa spektaklu w swojej konstrukcji jasno wskazywała jaki stosunek do tragedii mają określone środowiska. Zapomnienie marginalizowanie i trywializowanie, zasłona milczenia i brak racjonalnej analizy. Niezwykle smutny, i jak mocno osadzony w realiach naszego życia codziennego spektakl. Ciągle spotykamy się z marginalizowaniem jednych spraw ważnych, a wyolbrzymianiem innych, nieistotnych „Big Brotherów” naszych czasów, urosłych do rangi herosów. Tymczasem prawdziwi bohaterowie, namacalne ofiary odchodzą w zapomnienie rzucone na żer po raz wtóry, bezlitosnym mediom, które tym razem zabijają… po prostu milcząc.

Nostalgiczne, pełne przejmującego smutku i tęsknoty pieśni ubrane w określoną scenografię – skromną, ubogą wręcz, a przez to nadającą potęgi wymowie spektaklu w jakiś sposób, magiczny siłą swojego utajonego przekazu przenoszą widza w świat pełen niepojętego, niezrozumiałego, obcego i wynaturzonego splotu wydarzeń, który zepchnął dwa narody żyjące do tej pory w zgodzie w otchłanie: z jednej strony straszliwej zbrodni, a co za tym idzie ukrytego, drążącego poczucia winy… z drugiej; męki i zagłady.
Przejmująca pieśń, jakże smutna w swojej końcowej nucie, tak mocno bez echa, oddaje: pustka na polach Wołynia, którą widzę w tym właśnie momencie, a jednak niesie za sobą blade echo czasów minionych, tych kiedy było inaczej, tych gdy można było żyć i cieszyć się życiem; razem.
Przejmujący mrożący krew w żyłach czarny cień postawił zasłonę, zasłonę która może okazać się nie do przebycia, mroczną i utkaną już później z łez ofiar, a jeszcze później przede wszystkim; z braku do nich szacunku. Możemy się nie dziwić takiemu stosunkowi jeżeli chodzi o oprawców, znajdujemy jednak ślad i to niezwykle wyraźny, oddany natarczywym stukotem maszyny do pisania, ostrym głosem śledczego, głos wskazujący na również i innych ciemiężycieli pamięci o pomordowanych. Tym bardziej to bolesne, że odnajdujemy takich „spuszczających zasłonę milczenia” we własnych szeregach, odnajdujemy takich we własnym odbiciu w lustrze, oglądając się za siebie na ulicy, patrząc w mielące zapisane i nakazane słowa – usta spikerów.
Nie czuć strat? Nikt nie woła? Nie słychać krzyku ofiar, to już prawie 70 lat po rozpoczęciu zbrodni? Płacz dzieci i jęki umierających rozpływają się w nijakości i kłamstwie mediów, relatywizmie postaci na scenie życia, ukrywających swoje cele polityczne, ustawiających się tak jak wiatr zawieje. I liczących, że wszystko ten wiatr przysypie.
A i czasami do swoich własnych celów wykorzystujących desperackie próby ocalenia pamięci po tych co pomordowani, przez tych nielicznych, którzy jeszcze żyją, próby które nie wołają o pomstę lecz są ostrzeżeniem. I mają być pomnikiem dla ofiar: przyjaciół, matek, ojców, braci, sióstr i wielu innych…
Gdzie pamięć naszego narodu? CO się z nią stało? jakim cudem jedne ofiary są lepsze od innych? Czy to jest w ogóle możliwe?
Takie okrutne, niesprawiedliwe stopniowanie?
Rzeczywistość uczy, że jest możliwe.
Czy poradzimy sobie z tym czarnym ptaszyskiem wyrzutów sumienia, wzbijającym się nad nami, za czas… jakiś? Czy powiemy sobie: zrobiliśmy wszystko co dobre, aby nie zapomnieć o nich, nasze sumienia są czyste.

Refleksja – to jest główna idea owej sztuki, tak sądzę. Refleksja nad, przede wszystkim – naszym własnym losem, naszym sumieniem, naszą nijakością, naszym skłóceniem, niezrozumieniem i jego całkowitym czasami brakiem. Czy i jak można budować cokolwiek w ten sposób? Jak można budować solidnie na fundamentach z piasku i wody?
Lub może już powoli całkowitym braku fundamentów.

A więc znajduję też przestrogę, wyraźną i czytelną. W tych wszystkich tak strasznie mocno odebranych, pojętych moim sercem, jestestwem; słowach, które padły z ust młodych aktorek, które dane było mi usłyszeć i pojąć w swej prostej – a jednak; głębi, z ich postawy, i próby oddania tego, co przecież jest niemożliwe do oddania.
Wiedzą o tym wszyscy ci, co przeżyli… widzieli… mają to w sobie, drzemie to wspomnienie, jak dziki zwierz, który znienacka może swym pazurem zranić, przeszyć, zmrozić w przeżywanym znów, ponownie niezrozumiałym i okrutnym w swoim źródle bólu, i tak aż do końca, do tego zmierzchu losu ludzkiego, który musi zapaść, a który przyniesie przynajmniej w tej jednej części wybawienie…

A więc jednak, jest coś co zmusza do skłonienia z szacunkiem głowy przed tą próbą czynienia niemożliwego, nieopisywalnego, nieoddawanego… w jakikolwiek rozumowy, możliwy do przyjęcia sposób: dostrzegam natchnienie (bo tylko tak można zrozumieć niepojęte i podjąć próbę jego opisania – uczuciami) coś, co swym zaistnieniem może przebudować znaną rzeczywistość, przynieść owoce niezmiernie cenne, ale też i wcale niekoniecznie nieliczne. Oby.
Dla jednych: oczyszczenie, o ile potrafią z tego skorzystać, w pokorze przyjęcie Prawdy, i prawdziwe słowa skruchy, przeprosin (nieoddawalne).
Dla drugich; w końcu: wieczny spokój i wieczny sen.

Piotr Szelągowski

Interpretacja i odbiór sztuki artystycznej zawartej w działaniu artystycznym sztuki teatralnej, jest własnym przeżyciem duchowym Autora powyższego tekstu, które prosi traktować jako jego subiektywność rzeczywistości przestrzennej stworzonej w nim samym, przez opisywany fenomen przedstawienia.


Link: IPN