Dzięki uprzejmości kolegi z domowego kościoła w końcu po paru latach przerwy mogłem zanurkować w otchłanie polskiego jeziora. Automat, dżaket i butla. To było to czego mi potrzeba. Resztę miałem (ABC, pianka, pas, ciężarki, inne). Wcześniej korzystałem z różnych okazji – klubowych sprzętów itp.
Pierwsze zejście po latach było typowo treningowe. Okazało się, że schudłem trochę i musiałem użyć większej ilości obciążenia balastowego. Pierwsze koty za płoty…
Przy okazji małżonka też trochę popróbowała.
Kilka podwodnych fotek: Czytaj dalej